"Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie też i twoje serce." Mt 6, 21

piątek, 30 sierpnia 2013

Czy On mnie zna?

Zapewniam cię, że tak. Zna ciebie, i to na dodatek lepiej niż ty sam znasz siebie.

"Jeżeli mówisz: "On nic o nas nie wie!"
czyż myślisz, że ten, który przenika serce, nie posiada rozeznania,
że nic nie wie ten, który strzeże twej duszy?"
(Prz 24, 12)

  
W jednej ze scen filmu „Święty Jan Bosko”  święty rozmawia z jednym chłopcem w celi więziennej. Oto fragment:
J.B:   - Miałeś patrzeć w górę!
         - Nigdy mnie nie zmienisz.
J.B:   - Już się zmieniłeś.
(…)
        - Zostaw mnie w spokoju. Twój Bóg i tak ma mnie gdzieś. Znikaj!
J.B: - Bóg wie nawet ile masz włosów na głowie.


„Czyż nie sprzedaje się dwóch wróbli za jednego asa, a nawet jeden z nich nie spada na ziemię bez woli Ojca waszego. Nawet wszystkie włosy na waszej głowie są policzone. Więc nie lękajcie się! Wyście więcej warci niż wiele wróbli.” Mt 10, 29-31


Tak jak w przedstawionej scenie z filmu w rzeczywistości zdarza się słyszeć jak niektórzy nie dowierzają w to, że Bóg się nimi interesuje. Zdawają się myśleć : ‘Owszem Bóg jest dobry. Kocha wszystkich dookoła, ale ja to go w ogóle nie obchodzę.’ Jakże to błędne myślenie. No wszystkimi Bóg się zajmuje, tylko ciebie jedynego na świecie postanowił ominąć. To nawet brzmi nierealnie. Myślisz, że twoje życie jest tak złe, że już nic nie da się z nim zrobić? Myślisz, że jesteś tak beznadziejny, że Bóg nie chce cię znać? Myślisz, że twoje grzechy są tak wielkie, że miłosierdzie Boże nie może sobie z nimi poradzić? PYCHA. To pycha. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jego miłosierdzie jest ponad każdą nędzą. I Bóg cię kocha! Bóg cię stworzył na swoje podobieństwo. Wiesz co to znaczy? Że jesteś piękny. A nędza którą masz w niczym nie przeszkadza. Bo każdy człowiek sam z siebie jest nędzą samą. Gdzieś kiedyś słyszałam, że człowiek jest najbardziej człowiekiem gdy klęka przed obliczem Pana. To w Bogu jest nasza siła. W niczym innym.
Wydaje mi się, że nie uznajemy miłości Boga ku nam, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do miłości. Świat wokół nas staje się coraz bardziej okrutny. Coraz mniej miłości doznajemy od drugiego człowieka. Często to już w rodzinie doznajemy odrzucenia i nie czujemy się ważni, wartościowi, kochani. To, że ktoś mógłby nas kochać z całego serca, aż do oddania życia z miłości ku nam, wydaje się nam niemożliwe. Nie potrafimy uwierzyć w coś tak niezwykłego. Ale to realny świat. Jest ktoś kto miłuje ciebie bez granic. Kocha cię tak, że umarł za ciebie na drzewie życia. Bóg cię zna. Znał cię przed wiekami. I co więcej - On potrzebuje twojej miłości.

Owszem Bóg zna Ciebie i chce twojego dobra. Ale czy pozwoliłeś Mu wejść do swojego życia? Czy otworzyłeś Mu drzwi do swojego serca? Czy wierzysz i chcesz spełniać Jego wolę?

„- Kto jest moją matką i kto moimi braćmi?
I wskazując na swoich uczniów, powiedział:
- Oto moja matka i moi bracia, bo kto wypełnia wolę mego Ojca, który jest w niebie, ten jest moim bratem i siostrą, i matką.” Mt 12, 48-50


A zobacz kim jesteś, jeśli wypełniasz wolę Boga. Dla Chrystusa jesteś wszystkim. Jesteś jego matką, jesteś jego bratem.

 Jeśli masz wątpliwość: Czy oby na pewno Bóg jest w moim życiu?
Niech odpowiedź na to pytanie przyniesie nam mała broszurka, którą znalazłam przez przypadek w jednej z książek znajdującej się w biblioteczce mojej babci. Jest formatu mini i wygląda jak część większej całości. Nie mam pojęcia, kto jest jej autorem i skąd się wzięła, ale jest. J Cytuje:

„JAK MOŻESZ UPEWNIĆ SIĘ, ŻE JEZUS CHRYSTUS ZAMIESZKAŁ W TWOIM ŻYCIU?
Czy prosiłeś Jezusa Chrystusa, aby wszedł do twojego życia? Czy uczyniłeś to szczerze? Jeśli tak, to pamiętając o Jego obietnicy zawartej w Apokalipsie Jana 3,20 - gdzie On teraz jest w stosunku do Ciebie?
Chrystus powiedział, że wejdzie do twojego życia. Czy mógłby cię zawieść? Na czym jednak opierasz swoje przekonanie, że Bóg wysłuchał twojej modlitwy?
(Podpowiadamy ci: na podstawie wierności i wiarygodności samego Boga i Jego Słowa.)


SŁOWO BOŻE OBIECUJE ŻYCIE WIECZNE TYM, KTÓRZY PRZYJĘLI JEZUSA CHRYSTUSA JAKO OSOBISTEGO ZBAWICIELA
„A  świadectwo jest takie: że Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu. Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna, nie ma też i życia. O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne.” ( 1 Jana 5, 11-13).
Dziękuj często Bogu za to, że Chrystus wszedł do twojego życia i nigdy cię nie opuści (Hebrajczyków 13,5). Możesz być pewien, że od tego momentu, gdy opierając się na Jego obietnicy zaprosiłeś Go, Chrystus mieszka w tobie i że masz już życie wieczne. On nigdy cię nie zawiedzie.”
:)


Fragment z Apokalipsy św. Jana, o którym mowa:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze mną.”

 Zaproś Jezusa do swojego życia. Słuchaj i przestrzegaj Jego słów, szanuj Jego prawa. Zaufaj Chrystusowi. Jeżeli tylko otworzysz Mu drzwi i szczerze zaprosisz Go do swego życia to On przyjdzie i będzie z tobą wieczerzał. On ci to obiecał, a jest wierny i nie złamie danego słowa. I nie opuści cię, bo Mu na tobie zależy. Uwierz w Chrystusa. „Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach” (Ef 3,17)

 „O Panie, Ty mnie przenikasz i znasz dobrze.
Ty wiesz o mnie wszystko, gdy siedzę lub stoję,
wszystkie moje myśli rozpoznajesz z daleka.
Jest Ci wiadomo, kiedy chodzę i kiedy spoczywam,
znane Ci są dobrze wszystkie moje drogi.
Zanim mój język wypowie jakieś słowo,
Ty, Panie, znasz je już dobrze.
Ty mnie otaczasz ze wszystkich stron
i kładziesz na mnie Twoje ręce.
Przedziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wysoka, nie mogę jej pojąć.
Gdzie się ukryję przed Twoim duchem,
gdzie się schowam przed Twoim obliczem?
Gdy do niebios wstąpię, jesteś tam,
gdy zstępuję w zaświaty, wychodzisz mi naprzeciw.
Gdybym mógł mieć skrzydła jutrzenki
i zdołał się znaleźć na odległym morzu,
tam też dosięgłaby mnie Twoja ręka,

tam również by mnie podtrzymała Twoja prawica.
Gdybym się domagał, by mnie ciemności okryły
i światłość otoczyła mnie zamiast nocy,
to ciemność nie byłaby dla Ciebie mroczna:
noc byłaby jak dzień jasna, a ciemność byłaby jak światło.”
(Psalm 139, 1-12)

piątek, 23 sierpnia 2013

The Passion of The Christ - Jim Caviezel

I found something interesting on the website: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1108,swiadectwo-aktora-ktory-byl-jezusem.html
It's the interview with Jim Caviezel who played the role of Jesus Christ in The Passion of The Christ.
I think you should listen to this. It's only in english version, but i'm sure some of you can understand it.

Here you can see it directly on youtube: http://www.youtube.com/watch?v=1xxRvSp5KCg&noredirect=1

Być owieczką.

Jakiś czas temu w pewnym polskim mieście, w jednym z kościołów, dostrzegłam bardzo ładną figurę Jezusa trzymającego na swych ramionach owieczkę. Jedno spojrzenie na tę sylwetkę i zapragnęłam tylko jednego: stać się tą owieczką. Całe moje życie sprowadziło się do jednego pragnienia - bycia niesionym na ramionach Chrystusa.

„(…)Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. A najemnik, który nie jest pasterzem i do którego owce nie należą, widząc skradającego się wilka, porzuca owce i ucieka, a wilk porywa je i rozprasza. [Najemnik]  nie troszczy się o owce, bo jest najemnikiem.  Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić. I będą słuchać mego głosu, i powstanie jedna owczarnia i jeden pasterz.” J 10, 10-17

W tym obrazie każdy z nas jest owcą. Tyle, że nie wszystkie owce należą do owczarni Jezusa Dobrego Pasterza. Niektóre są jeszcze poza nią. Jeśli należysz do tej grupy, to nie wolałbyś jednak być wśród stada tego pasterza, który oddaje życie aby uchronić swoją trzodę, tego, który nie ucieknie i cię nie pozostawi, tego, który zaopiekuje się tobą? 

 
Jahwe jest moim Pasterzem:
nie zbraknie mi niczego.
Umieścił mnie na zielonych pastwiskach,
prowadzi mnie do wód, przy których mogę odpocząć,
i pokrzepia mnie.
Wiedzie mnie prawymi drogami
przez wzgląd na swe Imię.
Choćby mi przyszło kroczyć w mrocznej dolinie,
nie będę się lękał zła,
bo Ty jesteś ze mną;
Twoja laska i Twój kij pasterski
dodają mi otuchy.
Psalm 23, 1-4

Jezu, Dobry Pasterzu, który dajesz życie swoje za owce, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Dobry Pasterzu, który przyszedłeś, aby owce miały życie i miały je w obfitości, zmiłuj się nad nami.

 Chciałabym wam przytoczyć pewien obraz widziany przez Catalinę Rivas i przedstawiony m.in. w książce  „Tajemnica adoracji w mistycznych wizjach Cataliny Rivas”. I z tym obrazem was dziś pozostawię.

„Przyjęłam Świętą Eucharystię i uklękłam w mojej ławce; w tym momencie zobaczyłam (…) ogromny wiejski pejzaż: zieleniące się pola i łąki, niewielkie wzgórza, szpalery drzew, wielkie jezioro… Było to wspaniałe miejsce!
Ale w środku tego rozległego krajobrazu zobaczyłam wielką połać nieuprawianej ziemi. (…) był to teren bez życia, pełen cierni i gołej ziemi, nie harmonizował z tym cudownym krajobrazem. Pośrodku wszystkich tych cierni i kolczastych roślin stała mała biała owieczka. (…) Miała liczne rany na całym ciele i nieustannie rozpaczliwie beczała. Starała się stamtąd wyjść , ale nie udawało się jej, robiła dwa kroki, ale ciernie zaczynały wtedy rosnąć i jeszcze bardziej ją kłuć.
Nad tym miejscem niebo było ciemne, pokryte wielkimi chmurami. Grzmoty, błyskawice i zdradliwy wiatr czyniły scenę jeszcze bardziej ponurą. Małe zwierzę było coraz bardziej przerażone.
Niespodziewanie zobaczyłam za sobą kobietę, ubraną na niebiesko, w białym welonie; wiedziałam, że to była Najświętsza Panna. Rozłożyła ręce wzywając owieczkę, aby się do niej zbliżyła, ale owieczka starała się uciekać w inną stronę , ponieważ ciernie rosły w niesamowicie szybkim tempie. Coraz bardziej się oddalała, jak gdyby starała się wymknąć z cierni, ale także z tych rąk, które chciały ją stamtąd wyciągnąć. Ślizgała się, upadała i znowu na jej ciele otwierały się krwawiące rany.
Na chwilę Najświętsza Panna odwróciła się(…) Spoglądała w kierunku odległego punktu, jak gdyby wzrokiem poszukiwała kogoś, a potem znikła.
W tym momencie przed moimi oczami pojawił się mężczyzna, wysoki i silny, ubrany w lśniącą tunikę koloru białej perły. Na nogach miał sandały i trzymał długi pasterski kij. (…)to był Jezus.  Nie namyślając się nawet przez chwilę, wszedł w środek tych cierni. Dwa lub trzy razy swoim kijem uderzył ciernie, a następnie zaczął wyrywać rośliny z korzeniami . Ale inne ciernie drapały także Jego, drapały jego tunikę , która zaczepiała się o nie. Jednak zdawało się, że dla Niego to nie ma znaczenia (…) Jezus zbliżył się do owieczki, wziął w swoje ramiona i wyniósł z tego pola. Nie kłopotał się już cierniami, które rozdzierały jego ciało. Teraz jedynym przedmiotem jego zainteresowania było małe zwierzątko, które trzymał w ramionach.
Wyszedł stamtąd (…) Płakał i razem z Nim płakała także owieczka. Drżała w Jego ramionach, które plamiła krew, spoglądała na Niego, jak gdyby szukała Jego pocieszenia. Jezus tulił ją do swojej piersi.
Nagle spojrzał ku Niebu, na chwilę jego oblicze stało się surowe. To wystarczyło, aby wszystkie ciemne chmury szybko zniknęły i ukazało się słońce. (…)
Jezus tulił i całował owieczkę, a tam, gdzie spadała jedna z jego łez lub gdzie ją pocałował, rany małego zwierzęcia zamykały się i pokazywało się białe runo. (…) Jezus uśmiechał się, a owieczka beczała cicho i delikatnie.
Chwilę później zobaczyłam Jezusa, który szedł wolnym krokiem, jak gdyby czekał na swoją małą towarzyszkę, która szła za Nim. (…) Pomimo prostoty swego ubrania był pełen majestatu, jak Król, a szczęśliwa i uzdrowiona owieczka z podniesioną głową biegła za Nim, becząc teraz z większą siłą, co chwilę liżąc jego rękę. Jezus od czasu do czasu głaskał jej główkę, odpowiadając w ten sposób na jej czułość.
Potem w kolejnych kilku obrazach widziałam Jezusa siedzącego na kamieniu. Rozmawiał z owieczką siedzącą tak, jak siadają psy i słuchającą Go z wielką uwagą. Co jakiś czas brał w ręce jej główkę i całował ją, śmiejąc się.
(…)
W pewnym momencie dało się słyszeć inne żałosne beczenie i zobaczyłam, jak Jezus wstaje i pospiesznie ponownie kieruje się na to cierniste pole (…) ale tym razem ta owieczka, która została ocalona, pospieszała przed Panem, biegnąc w poszukiwaniu tej, która teraz cierpiała.”

wtorek, 20 sierpnia 2013

Potrafisz może chodzić po wodzie?



Zaraz też nakłonił uczniów, aby weszli do łodzi i płynęli przed Nim, a On tymczasem rozpuści tłumy. Rozpuściwszy je, wszedł na górę, aby się pomodlić w samotności. A kiedy nastał wieczór, był tam zupełnie sam. Łódź zaś rzucana przez fale - bo wiał przeciwny wiatr - oddaliła się już od brzegu o wiele stadiów. O czwartej straży nocnej przyszedł do nich po morzu. Uczniowie zaś, ujrzawszy Go idącego po morzu, przestraszyli się, sądząc, że to zjawa, i krzyknęli ze strachu.
A Jezus zaraz przemówił do nich:
- Odwagi, to Ja, nie bójcie się!
Piotr Mu odpowiedział:
- Jeśliś to Ty, Panie, każ mi przyjść do siebie po wodzie.
On zaś powiedział:
- Chodź!
A Piotr wyszedł z łodzi i szedł po wodzie. I przyszedł do Jezusa. Ale widząc gwałtowny wiatr, przestraszył się i zaczął tonąć. I krzyknął:
- Panie, ratuj mnie!
A Jezus, zaraz wyciągnąwszy rękę, pochwycił go. I mówi mu:
- Słabej wiary, czemuś zwątpił?
A kiedy wsiedli do łodzi, wiatr ustał. Wtedy siedzący w łodzi oddali Mu pokłon, mówiąc:
- Ty naprawdę jesteś Synem Bożym.
Mt 14, 22-33

Obraz Jezusa chodzącego po wodzie nie daje mi spokoju. Niesamowita scena. Bóg-człowiek stoi na środku morza i przełamuje wszystkie prawa grawitacji. Bóg wszechmogący. Szczególnie obraz ten powraca do mnie w wakacje. To nieuniknione, bo w tym czasie zdarza mi się bardzo często wpatrywać w tafle wody. Wtedy zawsze wyobrażam sobie jak krzyczę do Jezusa stojącego na środku jeziora:  Pozwól mi przyjść do siebie po wodzie!, a Jezus odpowiada: Chodź! Staje wtedy w wyobraźni na brzegu pomostu, robię krok do przodu, staje na wodzie i idę dumnym krokiem do przodu. Kocham ten obraz, bo wydaje się taki niezwykły, a tak naprawdę pokazuje on po prostu naszą drogę ku Chrystusowi.
Czytając, czy rozpamiętując ten fragment nie chodzi o to, żeby zastanawiać się jak On to uczynił, jak to jest możliwe, przecież to się tak nie da itd. Chodzi o to, aby zrozumieć, że to nie woda, ale nasze życie. Jezus chce Ci powiedzieć - Ja mogę wszystko i Ty we Mnie także możesz wszystko. Nawet chodzić po wodzie.


„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”
List do Filipian 4, 13

Z Jezusem możesz przełamywać prawa grawitacji. Możesz przełamywać wszystkie ogólnie przyjęte zasady. Możesz pokonać każde zło, każdą nieprawość. Możesz zniszczyć w sobie każdą wadę. Możesz dokonać rzeczy pozornie niemożliwych. Możesz zrobić wszystko to, co świat uważa za niewykonalne. Możesz wyjść poza wszelkie ramy i zobaczyć, to czego inni nie widzą lub nie chcą widzieć. Możesz spróbować z powodzeniem tego, co każdy już na wstępie uzna za stracone. Możesz uczynić wszystko bez strachu i z pewnością, że z Chrystusem możesz jedynie zwyciężyć.

‘A Jezus powiedział: Jeśli możesz? „Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy.”’ Mk 9, 23

Wszystko jest dla ciebie możliwe. Musisz tylko uwierzyć. Musisz wyjść ze swojej łodzi i zrobić krok w nieznane. Zejść z gruntu na taflę wody. Stanąć na niej pewnie i ruszyć do przodu. To wydaje się trudne, postawić nogi na wodzie. Stanąć na swoim strachu, na swoich problemach, na wstydzie, własnej dumie, na osądach innych ludzi, na tym, co nieznane. Ale musisz zaufać i uwierzyć. Każdy swój krok, począwszy od tego pierwszego, musisz wykonać wpatrując się w oblicze Chrystusa. Nie możesz stracić Go sprzed swoich oczu. Nie możesz zapomnieć, że On czeka na Ciebie i czuwa nad Twoim życiem. Nie możesz wystraszyć się gwałtowniejszego podmuchu wiatru, bo spadniesz i zaczniesz się topić. I Chrystus wyciągnie ku tobie ręce i zapyta:  Gdzie twoja wiara? Czemuś zwątpił?


„Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy,
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.”

Psalm 16, 8

Wpatruj się nieustannie w Jezusa. W każdej chwili swojego życia, przed podjęciem każdej decyzji, przed każdym następnym krokiem, spojrzyj najpierw na Chrystusa, utkwij w nim swój wzrok i działaj. A utrzymasz się na wodzie i będziesz dumnie kroczyć do przodu. Tylko nie oglądaj się za siebie, ani na boki. Nie daj innym zasiać w tobie zwątpienia w Jego miłość i wszechmoc. Brnij do przodu, ku twojemu ostatecznemu celowi - Jezusowi Chrystusowi.  Pamiętaj, On jest przy tobie nawet wtedy gdy kompletnie nie czujesz Jego obecności, nawet wtedy gdy jesteś gdzieś na końcu świata i wydaje ci się, że jeszcze nigdy nie byłeś bardziej samotny i nie widzisz dookoła nawet najmniejszego robaczka. On zawsze trwa przy tobie i jest gotowy walczyć z tobą przy twojej prawicy. Ale musisz zrobić ku Niemu krok, wpatrywać się nieustannie w Jego Oblicze i zawierzyć się Mu. Uwierz w niemożliwe i zacznij chodzić po wodzie. Naprzód!


piątek, 16 sierpnia 2013

Swoją łódkę odnalazłam na brzegu, czyli o tym jak łódka stała się barką.


Kiedy tłum napierał na Niego, aby słuchać słowa Bożego, On stał nad jeziorem Genezaret, i ujrzał dwie łodzie przy brzegu, rybacy wyszli z nich i płukali sieci.
Wszedł do jednej z łodzi, która należała do Szymona, i poprosił go, aby nieco odpłynął od brzegu. I usiadł, i nauczał tłumy z łodzi. Kiedy przestał mówić, rzekł do Szymona:
- Wypłyń na głębie i zarzućcie sieci na połów.
Szymon odpowiedział:
- Nauczycielu, mozoliliśmy się całą noc, aleśmy nic nie ułowili. Lecz na Twój rozkaz zarzucę sieci.
Uczyniwszy to, zagarnęli takie mnóstwo ryb, że sieci zaczęły się rwać. Skinęli więc na towarzyszy w drugiej łodzi, aby im pospieszyli z pomocą. I podpłynęli. I napełnili obie łodzie tak, że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon-Piotr upadł do nóg Jezusa i powiedział:
- Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny.
Albowiem z powodu połowu ryb, którego dokonali, zdumienie i lęk ogarnęły go i wszystkich jego towarzyszy oraz Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona.
A Jezus rzekł do Szymona:
- Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.
Po wyciągnięciu łodzi na brzeg zostawili wszystko i poszli za Nim.
Łk 5, 1-11

Pewnego dnia w pewnym zakątku Europy, błąkając się po zielonych okolicach mojego tymczasowego miejsca zamieszkania, znalazłam przy brzegu małego jeziorka starą, nieużywaną łódkę. W jednej chwili łódka ta stała się moją barką. Od razu przypomniała mi się pieśń Barka. Dawniej kojarzyłam ją przede wszystkim z tego, że była znana jako ulubiona pieśń religijna Jana Pawła II. Jednak nagle zyskała w moich oczach całkiem inne znaczenie. Chyba tak naprawdę pierwszy raz w życiu wsłuchałam się w jej tekst, odkryłam jego piękno i zrozumiałam jego sens. Nawiązuje on do powołania Piotra opisanego w Ewangelii św. Łukasza, którą zacytowałam wyżej.

 
 
 
Pan kiedyś stanął nad brzegiem,
Szukał ludzi gotowych pójść za Nim;
By łowić serca
Słów Bożych prawdą.
 
O Panie, to Ty na mnie spojrzałeś,
Twoje usta dziś wyrzekły me imię.
Swoją barkę pozostawiam na brzegu,
Razem z Tobą nowy zacznę dziś łów.

Jestem ubogim człowiekiem,
Moim skarbem są ręce gotowe
Do pracy z Tobą
I czyste serce.

Ty, potrzebujesz mych dłoni,
Mego serca młodego zapałem
Mych kropli potu
I samotności.

Dziś wypływamy już razem
Łowić serca na morzach dusz ludzkich
Twej prawdy siecią
I słowem życia.
 

Jezus każdego z nas zaprasza na połów. Chce abyśmy wsiedli do barki i wypłynęli z Nim na głębię. Samo wejście do barki nie wydaje się zbyt wielkim wyczynem, ale wypłynięcie w nieznanym sobie do końca kierunku jest już pewnym wysiłkiem. Spoglądamy na wielkość tego świata - ogrom tego, co nas otacza może niekiedy wręcz przytłaczać. Zdajemy sobie sprawę jak malutcy jesteśmy wobec wszechświata. Niekiedy boimy się tej niewiadomej, tej nieznanej, która skrywa się pod taflą wody, a czasem lękamy się nawet własnego w niej odbicia. Widzimy wokół ogrom natury, ale także ogrom zła, które czynią ludzie. Czujemy się zbyt mali, aby pójść pod prąd. Aby ruszyć w przeciwnym kierunku niż niekiedy większość, myśleć przeciwnie do niekiedy ogólnie przyjętych prawd. Boimy się - to rzecz naturalna. Ale musimy sprawić, aby nasza wiara była silniejsza od strachu. Musimy zaufać Temu, który nas powołuje. Piotr nie od razu chciał wykonać polecenie Chrystusa. Był rybakiem, myślał, że ten połów się nie uda. Chrystus na oczach wszystkich kazał mu jednak wypłynąć. I wypłynął. Powiedział: „Lecz na Twój rozkaz zarzucę sieci.” Posłuchaj głosu Boga i jakiż wielkim skończyło się to sukcesem! Musimy zacząć ufać. Jezu, przymnóż nam wiary!


To Bóg stworzył niebo i ziemię. Jego oczy spoglądają na ptaki (por. Mt 6, 26), a więc tym bardziej muszą spoglądać na nas - ludzi, stworzonych na Jego podobieństwo. Ziemia poddana jest Jego woli, a więc czemuż boimy się tego, co należy do naszego Ojca? Czemuż boimy się tego, co może nas spotkać złego od ludzi, skoro mamy przy swoim boku samego Boga, który może wszystko?

Oczy moje wznoszę ku górom…
Skądże przyjdzie mi pomoc?
Moja pomoc nadejdzie od Jahwe,
który stworzył niebo i ziemię.
On nie dopuści, by zachwiała się twoja noga,
nie zaśnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie śpi ani nie drzemie
Ten, który strzeże Izraela.


Jahwe twym stróżem, Jahwe twym cieniem
po twojej prawej ręce.
Nie porazi cię słońce za dnia
ani księżyc w nocy.
Od wszelkiego zła strzeże cię Jahwe,
On strzeże duszy twojej.
Twego wyjścia i powrotu Jahwe strzeże
już teraz i na wieki.
 
 Psalm 121

„Pan cię ochroni, gdy będziesz wychodził i wracał, teraz i po wszystkie wieki wieków.”
A więc, idź, nie bój się!

Kiedy wsiadł do łodzi, weszli z Nim uczniowie. A oto rozpętała się na morzu burza tak wielka, że fale zalewały łódź. On zaś spał. I obudzili Go, wołając:
- Panie, ratuj, giniemy!
Mówi im:
- Czemu się boicie, [ludzie] słabej wiary?
Potem wstał i rozkazał wichrom i morzu.
I nastała wielka cisza.
A ludzie dziwili się, mówiąc:
- Kimże On jest, że wiatry, i morze są Mu posłuszne.
Mt 8, 23-27

Uwierzmy w końcu! Niech nasza wiara będzie silna. Jezus jest z nami zawsze! On w każdej chwili czuwa nad nami. Nawet jeśli wydaje nam się, że On śpi, to On jest. On jest i dziwi się, że wciąż nie dowierzamy, że wciąż nasza wiara jest słaba. On trwa przy naszym boku, a wszystko, co żyje, jest Mu posłuszne. Mamy wspaniałego przyjaciela, który kocha nas, troszczy się o nas, chce nam pomóc i potrafi WSZYSTKO.
 
Płynie łódź życia mojego
Wśród mroków i nocy cieni,
I nie widzę wybrzeża żadnego,
Jestem na głębi morskiej przestrzeni.

 
Najmniejsza burza zatopić mnie może,
Pogrążając mą łódź w wód odmęcie,
I gdybyś Ty sam nade mną nie czuwał, Boże,
W każdej chwili życia mego, w każdym momencie.
Wśród wycia, huku fal
Płynę spokojnie z ufnością
I patrzę, jak dziecię, bez lęku w dal,
Boś Ty mi, Jezu, światłością.

 
Wokoło groza i przerażenie,
Lecz głębszy spokój mej duszy niż głębina morza,
Bo kto jest z Tobą, Panie, ten nie zginie -
Tak mnie upewnia Twa miłość Boża.

 
Choć niebezpieczeństw pełno wokoło,
Nie lękam się ich, bo patrzę w niebo gwiaździste.
I płynę odważnie, wesoło,
Jak przystoi na serce czyste.

 
Lecz ponad wszystko dlatego jedynie,
Żeś Ty jest sternikiem moim, o Boże,
Tak spokojnie łódź życia mojego płynie -
Wyznaję to w najgłębszej pokorze.

 
(Dzienniczek, 1322)
 

Niech naszą myślą przewodnią będą słowa Jana Pawła II : „Nie bój się. Wypłyń na głębie! Jest przy tobie Chrystus!” Pozostaw swą barkę na brzegu i bądź gotów na Jego wezwanie.
Pamiętaj:  Jezus do każdego z nas mówi dziś: Nie bój się. Wypłyń na głębie.
Wejdź do swojej barki, chwyć za wiosła i wypłyń z Nim „łowić serca na morzach dusz ludzkich”.

środa, 14 sierpnia 2013

co w Kościele piszczy?

Wakacje zaczynają powoli biec ku końcowi. Już niedługo znów uczniowie ruszą z plecakami by pogłębiać zacną wiedzę o świecie J Studenci mogą trochę dłużej poleniuchować, o tyle o ile nie mają (tak jak ja) praktyk (o zgrozo!). No ale w każdym bądź razie jeszcze zostało trochę czasu. Warto jednak byłoby dobrze ten czas spożytkować. Wiem, że jest ciepło, podróżujemy w różne zakątki świata i oddajemy błogiemu ‘nic nie robieniu’, ale chciałabym zachęcić nas do choć małej odrobiny myślenia. W roku szkolnym/akademickim/tudzież gdy kończy się urlop (niepotrzebne skreślić) mamy niewiele czasu na zrobienie czegoś dla swojego rozwoju. Znamy to myślę z własnego doświadczenia: a to multum zadane, a to trzeba coś przeczytać, a to mamy pełno nudnych wykładów aż do wieczora. Wracamy do domu i jedyne, co nam się marzy to sen. Dlatego fajnie byłoby już teraz wziąć się za siebie i wykorzystać moment gdy mamy wolne. To może być cokolwiek: 15 minut dłuższa modlitwa niż zwykle, przeczytanie choć krótkiego fragmentu Pisma Świętego dziennie, przeczytanie jakiejś ciekawej książki duchowej, chwila dłuższej refleksji nad sobą, zrobienie postanowień, planu dnia i trzymanie się go. Znajdźmy coś dla siebie i wzbogaćmy się, przybliżmy się choć o krok do Chrystusa, spróbujmy go poznać. Zbierzmy siły na nadchodzący czas działań i pracy. Jeżeli zastanawiasz się nad swoim życiem i chciałbyś coś zmienić - zrób to od razu. Nie czekaj na ‘dogodny moment’, bo taki zapewne nigdy nie nadejdzie.

„Dziś zacznij służyć Panu Bogu. Może to dzień ostatni w Twym życiu. Żyj tak, jakby dzień ten był ostatnim. Jutro niepewne, wczoraj nie do Ciebie należy, dziś tylko jest Twoim. Jest ucho, co wszystko słyszy; oko, co wszystkie najtajniejsze uczucia serca widzi; ręka, co wszystko zapisuje.”
                                                                                  O. Maksymilian Maria Kolbe

Mamy dziś w Kościele katolickim wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego. Poniósł on męczeńską śmierć  w obozie w Oświęcimiu. Wspaniałomyślnie oddał swe życie za innego więźnia, odzwierciedlając w ten sposób Ewangelię.
„To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.” J 15, 12-13



 
„Starajmy się zawsze coraz bardziej, co dzień coraz bardziej zbliżać się do Niepokalanej: w ten sposób zbliżymy się […] bardziej do Najświętszego Serca Jezusowego, do Boga Ojca, do całej Trójcy Przenajświętszej, gdyż żadne ze stworzeń nie stoi tak blisko Boga, jak właśnie Niepokalana. A więc również wszystkich bliskich naszemu sercu przybliżymy tym samym do Niepokalanej i do dobrego Boga.” św. Maksymilian
Już jutro uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Święto Maryi, którą tak ukochał św. Maksymilian i wszyscy inni święci.

„O Niepokalana, nieba i ziemi Królowo, wiem, że niegodzien jestem zbliżyć się do Ciebie, upaść przed Tobą na kolana z czołem przy ziemi, ale ponieważ kocham Cię bardzo, przeto ośmielam się prosić Cię, byś była tak dobra i powiedziała mi, kim jesteś. Pragnę bowiem poznać Cię coraz więcej i więcej bez granic, i miłować coraz goręcej i goręcej bez żadnych ograniczeń. I pragnę opowiedzieć też i innym duszom, kim Ty jesteś, by coraz więcej i więcej dusz Cię coraz doskonalej poznało i coraz goręcej umiłowało. Owszem, byś się stała Królową wszystkich serc, co biją na ziemi i co bić kiedykolwiek będą i to jak najprędzej, i jak najprędzej.”

„Kochaj Niepokalaną co dzień, co chwila bardziej i pozwól się Jej prowadzić, a będziesz szczęśliwy na ziemi i w niebie.”

                                                                                                  św. Maksymilian Maria Kolbe

Udajmy się zatem wszyscy na mszę z kwiatami i ziołami, aby się radować i oddać pod opiekę Matki Bożej. Idźmy na to spotkanie z Maryją u stóp ołtarza, bo Ona jest tam zawsze i właśnie tam najlepiej spożytkujemy nasz czas.

św. Maksymilianie, módl się za nami!

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

W drodze do Emaus


Dwóch z nich szło tego właśnie dnia do miasteczka, które leżało sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem, a zwało się Emaus. Rozmawiali z sobą o tym wszystkim, co zaszło. Kiedy tak rozmawiali i rozprawiali, sam Jezus zbliżył się do nich i szedł z nimi. Lecz oczy ich były zasłonięte tak, że Go nie poznali.
Rzekł do nich:
- Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?
Zatrzymali się zasmuceni. A jeden z nich imieniem Kleofas odpowiedział Mu:
- Jesteś chyba jedynym przybyszem w Jeruzalem, który nie wie, co się w nim stało w tych dniach.
Zapytał ich:
- Co takiego?
Oni zaś opowiedzieli Mu o Jezusie Nazarejczyku, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu, jak arcykapłani i przełożeni nasi wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
- A myśmy się spodziewali, że On właśnie odkupi Izraela. Już trzeci dzień upływa od tego wszystkiego. Niektóre z naszych niewiast zdumiały nas. Wczesnym rankiem były u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, przyszły, opowiadając, że widziały aniołów, którzy mówią, że On żyje. Także niektórzy z naszych poszli do grobu i zastali go tak, jak niewiasty mówiły, ale Jego nie zobaczyli.
On zaś rzekł do nich:
- O, bezmyślni i nieskorzy do wierzenia we wszystko, co powiedzieli Prorocy! Czyż Mesjasz nie musiał tego wycierpieć i tak wejść do swej chwały?
I począwszy od Mojżesza i Proroków, wyjaśniał im, co było o Nim we wszystkich Pismach. I zbliżyli się do wsi, do której zdążali, a On udał, że idzie dalej.
Ale Go uprosili:
- Zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił.
I wszedł, aby zostać z nimi. Kiedy znalazł się z nimi przy stole i wziął chleb, pomodlił się i połamawszy chleb, podawał im.
Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali Go. Ale On im zniknął. I mówili jeden do drugiego:
- Czyż nie płonęło nam serce, kiedy mówił do nas w drodze i wyjaśniał nam Pisma?
I w tej samej chwili powrócili do Jeruzalem. Tam znaleźli Jedenastu zebranych razem oraz ich towarzyszy, którzy mówili:
- Pan naprawdę zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi.
Oni także opowiadali o tym, co zaszło w drodze i jak Go poznali po łamaniu chleba.

Łk 24, 13-35

Szłam przez duży, gęsty las. Zmierzałam w jakimś niewiadomym mi celu idąc coraz bardziej w głąb. Strasznie się bałam. Był dzień, ale roślinność nie chciała przepuścić ani smugi światła. Było ciemno, a zewsząd można było słyszeć różne dziwne dźwięki dochodzące z oddali i wprowadzające mnie w niepokój. Cały czas się potykałam i raniłam nogi o wystające głazy i krzewy. Przez całą drogę śledziła mnie mała jaszczurka, co chwilę chowając się pomiędzy paprociami. Droga była strasznie uciążliwa, jednak szłam wciąż brnąc przed siebie. Nagle z jakiegoś powodu, wspomagana jakąś siłą z zewnątrz postanowiłam zawrócić. Krok po kroku wracałam do punktu wyjścia tą samą drogą. Niewymownie cieszyłam się zbliżając się do wyjścia z lasu. Zaczęłam dostrzegać promienie słońca i po chwili wyszłam na polanę. Błękitne klarowne niebo, piękne słońce, łąki pełne kwiatów, wszędzie błogi spokój. Dojrzałam w oddali prostą, równą ścieżkę i zaczęłam iść w jej kierunku. Niestety wciąż jak cień szła za mną jaszczurka. Weszłam na ścieżkę i spojrzałam na horyzont. Od strony słońca kierowała ku mnie kroki jakaś nieznana mi jasna postać. Zmierzała wciąż w moim kierunku, lecz twarz była rozmazana, nie mogłam jej rozpoznać, bo wciąż była za daleko. Odwróciłam się, spłoszyłam jaszczurkę i… obudziłam się. Przymykałam na próżno oczy, aby powrócić do tego miejsca, w którym wreszcie odczułam pokój i zobaczyć kim jest ów wędrowiec ze snu. Na próżno.

Przez długi czas nie wiedziałam kim jest owa postać. Nie mogłam jej rozpoznać - moje oczy były zasłonięte („oczy ich były zasłonięte tak, że Go nie poznali.”). Dopiero po latach, obserwując swoje życie, zrozumiałam („Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali Go”).

Życie to wędrówka. Wiele razy na naszych szlakach przechodzimy tuż obok Pana Jezusa, a nie rozpoznajemy go. Wiele razy spotykamy Go, a pozwalamy Mu pójść dalej. Wielu z nas nie dostrzega Boga w swoim życiu, podczas gdy on od dawna w nim działa. Ileż okazji spotkania się z Nim przepuściliśmy? Nie potrafimy rozpoznać Jego głosu, bo nie chcemy słuchać tego, na co wskazuje nasze serce.

„- Czyż nie płonęło nam serce, kiedy mówił do nas w drodze i wyjaśniał nam Pisma?”

Tak często nie słyszymy Twojego wezwania i Twoich słów, gdy tymczasem Ty cały czas przemawiasz do nas. Otwórz nasze uszy Panie, abyśmy usłyszeli i pomóż zrozumieć, abyśmy mogli wprowadzić to, co usłyszymy w życie.
Tak wiele razy mijamy na drogach Pana Jezusa w postaci biednych. Tyle razy spotykamy w życiu cierpiących, chorych i potrzebujących pomocy. W tych wszystkich osobach jest ukryty nasz Pan Jezus Chrystus. Tak wiele razy przechodzimy obok drugiego człowieka nie zwracając na niego uwagi, mijając w ten sposób samego Boga. Szukamy Boga tam gdzie Go nie ma, gdy tymczasem stoimy tuż obok Niego.

Piękną sytuację ze swojego życia opisuje św. Faustyna (Dzienniczek, wersety 1312-1313):

+ Jezus w postaci ubogiego młodzieńca dziś przyszedł do furty. Wynędzniały młodzieniec, w strasznie podartym ubraniu, boso i z odkrytą głową, bardzo był zmarznięty, bo dzień był dżdżysty i chłodny. Prosił coś gorącego zjeść. Jednak [gdy] poszłam do kuchni, nic nie zastałam dla ubogich; jednak po chwili szukania znalazło się trochę zupy, którą zagrzałam i wdrobiłam trochę chleba, i podałam ubogiemu, który zjadł. W chwili, gdy odbierałam od niego kubek, dał mi poznać, że jest Panem nieba i ziemi. Gdym Go ujrzała, jako jest, znikł mi z oczu. Kiedy weszłam do mieszkania i zastanawiałam się nad tym, co zaszło przy furcie - usłyszałam te słowa w duszy: Córko Moja, doszły uszu Moich błogosławieństwa ubogich, którzy oddalając się od furty błogosławią Mi, i podobało Mi się to miłosierdzie twoje w granicach posłuszeństwa, i dlatego zszedłem z tronu, aby skosztować owocu miłosierdzia twego. O mój Jezu, teraz mi jest jasne i zrozumiałam wszystko, co zaszło przed chwilą. Jednak czułam, że co to za ubogi, w którym się przebija taka skromność. Od tej chwili serce moje jeszcze czystszą miłością zapaliło się względem ubogich i potrzebujących. O, jak się cieszę, że mi przełożeni dali taką pracę. Rozumiem, że miłosierdzie jest wielorakie, zawsze i wszędzie, i w każdy czas można czynić dobrze. Gorąca miłość Boga widzi wkoło siebie nieustanne potrzeby udzielania się przez czyn, słowo i modlitwę. Teraz rozumiem słowa Twoje, któreś mi powiedział, o Panie, dawniej.

Jakże nam wszystkim życzę, abyśmy poznali Chrystusa i potrafili rozpoznać Jego głos wśród chaosu tego świata. Życzę nam, abyśmy spotkając Jezusa podczas naszej wędrówki rozpoznali Go i nie pozwolili Mu odejść, aby pozostał z nami. Miejmy oczy i uszy szeroko otwarte, słuchajmy swego serca  i bądźmy gotowi na spotkanie.

„Panie Jezu Chryste,
Miłości Ukrzyżowana i Zmartwychwstała,
dotknij mego serca, abym rozpoznał
Twój głos wśród hałasu świata.
Pozwól usłyszeć słowo Twojej miłości,
i Tobie zaufać.
Poślij swego Ducha,
aby wskazał mi drogę, którą mam dojść do Ciebie.
Amen.”


sobota, 10 sierpnia 2013

List od Pana Boga

Raz na jakiś czas staram się robić w pokoju generalne porządki. Kończy się to zawsze rozdawaniem niepotrzebnych rzeczy znajomym i wynoszeniem z domu sterty papierów, zapisanych zeszytów i karteczek nadających się już tylko na makulaturę. Aż sam człowiek się dziwi, że tyle rzeczy mogło się mieścić w jego pokoju. 
W życiu, jak każdemu, zdarzało mi się dostawać najróżniejszego rodzaju listy, kartki, przesyłki. Było tego sporo, a jednak wśród mojej kolekcji brakowało jeszcze jednego małego elementu. Aż do momentu całkiem niedawnego porządkowania pokoju i przeglądania starych zeszytów i książek. Z jednego ze starych zeszytów od religii wysunęła się nagle mała karteczka - jedna z takich, co rozdawali je katecheci, aby dzieciak przykleił je do zeszytu (czego uczniak oczywiście nie robił, bo i po co ;) ). Karteczka, na którą wcześniej pewnie nie zwróciłam większej uwagi. Zapewne przeczytałam, pomyślałam, że może być i bez większego przekonania zgięłam i zostawiłam pomiędzy kartkami, nie przyklejając jej, bo pewnie jak zwykle kleju nie było pod ręką. A jednak teraz po latach z wielką chęcią wzięłam tę małą karteczkę do ręki i odczytałam - otrzymałam ‘najzwyklejszy w świecie’ liścik od Pana Boga:

Kochane Dziecko!
                Wielu ludzi uważa, że kiedy jest się chrześcijaninem, to człowieka omijają różne dobre rzeczy. Myślą, że ja jestem Ojcem, który zmusza dziecko, żeby pojechało do szkoły rowerem w swoje osiemnaste urodziny, podczas gdy wszyscy inni przyjeżdżają wtedy nowymi samochodami.
                Nie jestem taki! Mam dla Ciebie wspaniałe dziedzictwo. Zaufaj mi a przekonasz się, że obiecałem Ci to, co w życiu najlepsze. To ja Ciebie stworzyłem, więc wiem co cię uszczęśliwia. Znam Cię lepiej niż Ty sam.
                Zatem wytrwaj i zaufaj mi. Przygotowałem dla Ciebie coś wspaniałego i zapewniam, że nie jest to zardzewiały rower. Jestem tym, który wie, w jaki sposób Ci błogosławić.
                                                                                                                                  Twój Bóg.

Cały czas można się spotkać z takiego rodzaju myślami: ‘Co tam Bóg może wiedzieć o moich potrzebach. Co On może mi dać? Owszem jest dobry, ale to co chce zaoferować nie jest dla mnie. Ja wiem lepiej.’ A właśnie, że wcale nie wiesz lepiej. Tak jak i ja dawniej wcale nic nie wiedziałam lepiej.
Z pełnym przekonaniem mogę dziś powiedzieć, że nie ma nic prawdziwszego od tych słów, które Bóg kieruje do każdego z nas. I wbrew opinii - problem nie leży w tym, że to Bóg nie wie nic o naszych potrzebach. Problem leży w tym, że to MY nie wiemy nic o naszych potrzebach. Ile razy pragniemy czegoś, aby za tydzień, miesiąc, rok, powiedzieć, że już tego nie potrzebujemy. Ile razy dążymy do czegoś, aby zyskać szczęście, a wówczas gdy dojdziemy już do celu stwierdzamy, że wcale nie jesteśmy szczęśliwi. Kochani, jedynie Bóg zna nasze pragnienia. To On jako jedyny zna nasze serca i wszystkie nasze myśli. On zna nas lepiej niż my sami znamy siebie, gdyż to On nas stworzył! On wiedział kim jesteśmy jeszcze przed naszymi narodzinami. To On nas ukształtował, na dodatek na swoje podobieństwo. To On jest dawcą życia, On zna swoje stworzenie i troszczy się o nie.

„Tyś bowiem ukształtował nerki moje,
utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, że przedziwnie zostałem stworzony,
że przedziwne są dzieła rąk Twoich,
a duszę moją znasz dogłębnie
Moje kości nie były zakryte przed Tobą,
choć byłem stworzony w ukryciu,
ukształtowany w głębokościach ziemi."  (Ps 139, 13-15)

"Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię,
nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię..." Jr 1, 5



Bóg wie czego potrzebujesz. On czeka na ciebie, wie, że może dać ci szczęście, którego potrzebujesz. Co więcej, On CHCE dać ci to szczęście. Jedyne, co musisz zrobić, to wreszcie przyjść do Niego. Bo On tam jest w Najświętszym Sakramencie i czeka na Ciebie.

 Jakie piękne słowa można przeczytać w Dzienniczku św. Faustyny (cytat nr 1292):
„Kiedy przyjęłam Komunię świętą, powiedziałam Mu: Jezu, tyle razy myślałam dziś w nocy o Tobie - a Jezus mi odpowiedział: I Ja myślałem o tobie, nim cię powołałem do bytu. - Jezu, w jaki sposób myślałeś o mnie? - O sposobie przypuszczenia cię do wiekuistego szczęścia Mojego. Po tych słowach duszę moją zalała miłość Boża, nie mogłam wyjść z podziwu, jak nas Bóg miłuje.” 

On myślał o tobie, nim cię powołał do bytu. Myślał o sposobie przypuszczenia cię do wiekuistego szczęścia Jego.

Zaufaj Mu. Szukaj najpierw relacji z Jezusem i na tej relacji buduj swoje życie, a otrzymasz od Niego szczęście o jakim nie śniłeś. Dowiesz się czego pragniesz, a Bóg te pragnienia zrealizuje. Tylko zrób krok w Jego kierunku, przyjdź do Niego, bo On czeka na ciebie i na twoje TAK.

‘Prosiłem o siłę,
Bym mógł coś osiągnąć;
Otrzymałem słabość,
Bym mógł być posłuszny.
Prosiłem o zdrowie,
Bym mógł czynić większe dzieła;
Otrzymałem ułomność,
Bym mógł czynić dzieła lepsze.
Prosiłem o bogactwa,
Bym mógł być szczęśliwy;
Otrzymałem ubóstwo,
Abym mógł być mądry.
Prosiłem o władzę,
Bym mógł być chwalony pośród ludu;
Otrzymałem niemoc,
Bym mógł odczuć potrzebę Boga.
Prosiłem o wszystko,
Bym mógł cieszyć się życiem,
Otrzymałem życie,
Bym mógł cieszyć się wszystkim.
Nie otrzymałem niczego,
O co prosiłem,
Lecz otrzymałem wszystko,
Czego pragnąłem.'
JEZU, UFAM TOBIE!

 

środa, 7 sierpnia 2013

"Nie czas wstydzić się Ewangelii, czas głosić ją 'na dachach'."


"To w wasze dłonie zostało włożone dzisiaj wyzwalające orędzie Ewangelii życia. Teraz zaś wasze pokolenie przejmuje misję głoszenia go aż po krańce ziemi. Jak wielki apostoł Paweł, tak i wy musicie uświadomić sobie, jak bardzo pilne jest wasze zadanie: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!" (1 Kor 9,16) Biada wam, jeśli nie zdołacie obronić życia. Kościół potrzebuje waszej energii, waszego entuzjazmu i zapału waszych młodzieńczych ideałów, by mógł przeniknąć całą tkankę społeczną Ewangelią życia, która przemieni ludzkie serca i struktury społeczne tak, by powstać mogła cywilizacja prawdziwej sprawiedliwości i miłości. W świecie współczesnym, jakże często pozbawionym światła i odwagi, jaką dają szlachetne ideały, ludzie potrzebują nowej, ożywczej duchowości Ewangelii. Nie bójcie się wyjść na ulice i place, by niczym apostołowie głosić Chrystusa i Dobrą Nowinę zbawienia w wielkich miastach, osiedlach i na wsiach. Nie czas wstydzić się Ewangelii (por. Rz 1,16), czas głosić ją "na dachach" (por. Mt 10,27). Porzućcie bez lęku wygodne życie, aby podjąć wyzwanie głoszenia Chrystusa we współczesnej metropolii. To wy musicie "wyjść na rozstajne drogi" (por. Mt 22,9) i zapraszać każdego spotkanego na szlaku wędrowca na ucztę, którą Bóg przygotował dla swego ludu. Strach bądź obojętność nie mogą was powstrzymywać od głoszenia Ewangelii, bo nie ma ona być sprawą osobistą, prywatną. Trzeba umieścić ją na świeczniku, by ludzie mogli zobaczyć jej światło i chwalili naszego niebieskiego Ojca (por. Mt 5, 15-16)." 
Fragment homilii Jana Pawła II podczas Mszy Świętej na zakończenie VIII Światowego Dnia Młodzieży w Denver
 
"Co mówię wam w ciemności, mówcie w świetle, i co słyszycie na ucho, ogłaszajcie na dachach" (Mt 10,27)

Usłyszmy wołanie. Zacznijmy głosić Słowo Boże z ufnością, nadzieją, zaangażowaniem, całym swoim życiem, jak ptaki na wszelkich dachach tego świata. Wyruszmy we wspólną podróż. :)

"Słuchajcie, chrześcijanie!
Byłem głodny - wy zaś dyskutowaliście o moim głodzie w swych humanitarnych organizacjach.
Byłem więźniem - wy zaś wyznaczaliście sobie spotkanie w kaplicy, aby tam modlić się o moje uwolnienie.
Byłem nagi - wy zaś organizowaliście Tydzień Miłosierdzia, urządzając zbiórkę starych i używanych rzeczy, aby mnie okryć.
Byłem bezdomny - wy zaś głosiliście mi kazania o bezpiecznym schronieniu w Przybytku Bożej Miłości.
Byłem ubogi - wy zaś dziękowaliście Bogu za to, co macie, i staraliście się o to, by wam było lepiej.
Byłem smutny - wy zaś pokazywaliście w telewizji zrozpaczone matki, płaczące nad swymi dziećmi z wydętymi brzuszkami i ogromnymi głowami.
Byłem znienawidzony - wy zaś upominaliście się w światowych organizacjach o prawa człowieka i wygłaszaliście referaty o równouprawnieniu wszystkich ludzi.
Byłem pogardzany - wy zaś piętnowaliście politykę rasową, a zarazem dzieliliście świat na pierwszy, drugi i trzeci.
Wygląda na to, że jesteście pobożni, bardzo szlachetni i całkiem blisko Boga.
Lecz ja wciąż jestem głodny, nagi, samotny, chory, uwięziony i bezdomny. I jest mi zimno..."

ks. Hieronim Siwek - 'MOJA PIĘKNA AFRYKA'

:)

:)